Poznań. Spalone śledztwo w sprawie Ziętary - YouTube(1).avi
Poznań. Spalone śledztwo w sprawie Ziętary - YouTube(1).avi Rozmiar 23,7 MB |
Głos Wielkopolski, 18.03.2011
Służby specjalne starały się zwerbować poznańskiego dziennikarza. Kiedy w 1992 roku Jarosław Ziętara został porwany i zamordowany, dopuszczono się przestępstw, by zatrzeć wszelkie ślady łączące go z Urzędem Ochrony Państwa - piszą Krzysztof M. Kaźmierczak i Piotr Talaga
Jarosław Ziętara, porwany w 1992 roku dziennikarz "Gazety Poznańskiej" był wcześniej nakłaniany do podjęcia pracy, a potem współpracy z Urzędem Ochrony Państwa. Istnieją wiarygodne przesłanki do tego, by stwierdzić, że UOP wykorzystywał go do swoich celów "nadając" tematy dziennikarskie, których rozpracowanie leżało w interesie tej instytucji. Jeden z nich prawdopodobnie okazał się śmiertelnie groźny. Interesujące się dziennikarzem służby specjalne mogły dysponować wiedzą na temat okoliczności jego śmierci. Wiele wskazuje na to, że w imię opacznie pojętego "dobra państwa", i aby uniknąć kompromitacji specsłużb, wprowadzano w błąd władze państwowe i popełniano przestępstwa zacierając ślady, ukrywając informacje, które mogły być przydatne do pociągnięcia do odpowiedzialności sprawców zbrodni.
Wiedza specsłużb mogła być przydatna prokuraturze w wyjaśnieniu okoliczności porwania i zamordowania młodego dziennikarza
Ambitny, inteligentny, bardzo uzdolniony. Zajął się dziennikarstwem na drugim roku studiów, na przedostatnim roku miał już etat w tygodniku "Wprost" i spory dorobek zawodowy (patrz ramka). Znał biegle trzy języki (rosyjski, francuski i esperanto), intensywnie uczył się angielskiego. Tacy ludzie jak Jarosław Ziętara byli atrakcyjnymi kandydatami dla Urzędu Ochrony Państwa, który miał wtedy braki kadrowe. Mówił o tym Piotr Niemczyk (w latach 1990-1993 szef Biura Analiz i Informacji UOP) w nagrywanym przed miesiącem dla TVP reportażu o Jarku. Całą jego wypowiedź usunięto z wersji przeznaczonej do emisji. Został po niej tylko ślad - w napisach końcowych wśród osób występujących w reportażu wymieniany jest na pierwszym miejscu Niemczyk. Podobne, niezatarte ślady pozostały po związkach Jarosława Ziętary z UOP.
Po drodze z UOP
W orbicie zainteresowań służb specjalnych Ziętara znalazł się w kwietniu 1991 roku, miesiąc po zatrudnieniu we "Wprost". Stało się to w związku z publikacją o karierach byłych opozycjonistów m.in. Piotra Niemczyka i Konstantego Miodowicza (w latach 1990-1996 szefa kontrwywiadu) w Urzędzie Ochrony Państwa. Otrzymał wtedy list z UOP w Warszawie. Co w nim się znajdowało
- nie wiadomo, w pozostałych po dziennikarzu dokumentach pozostała tylko pusta koperta ze stemplami specsłużby.